środa, 25 lutego 2015

Pora na opcję "WYLOGUJ".

Miałam napisać w ferie i piszę na prośbę... wczoraj myślałam o pozytywnym wpisie tutaj jednak nie mam w głowie pookładane na tyle by tak myśleć, ciągły brak czasu na nic mi nie pozwala, choć ponoć mam go ostatecznie tyle by robić coś bardziej użytecznego niż użalać się nad sobą, ale niestety taka kolej rzeczy, zawsze taka byłam i nie będę, nie zmienię się, nie potrafię. Szczerze od kilku tygodni praktycznie nie wychodzę z domu, czytam, słucham muzyki, chodzę do zajechanej szkoły i udaję, że chce mi się istnieć, ale na serio chcę zniknąć, świadomie mówię, iż chcę by moje serce przestało bić. Na głowie mam zbyt wiele, nie dźwignę, pierwszy raz wiem że odpuszczenie mi sprawi mi spokój, poczuję się wolna. W ogóle co ja piszę... czuję się obca, nieakceptowana i wyraźnie jak pierdolone gówno, którym można pomiatać, bo co człowiek wrażliwy jest gorszy od innych? owszem jest, to moja jebana pięta achillesowa, czuję że jestem wszystkiemu winna, że powinnam zniknąć wszystkim z oczu by odpokutować, metamorfoza nic nie da bo ludzie się nie zmieniają, nawet jak bym chciała inni zawsze będą na mnie patrzeć tak jak wcześniej, zbyt wiele na sumieniu, zbyt wiele w sobie, zmiana miejsca nic nie da, bo będę czuła się tak samo, potwornie jak ból dupy. Nie chodzi mi o jakieś samobójstwo, chciałabym by te wyrzuty znikły, a może to ja sama siebie prowokuję do takiego myślenia?
Od zawsze byłam obiektem drwin, bo dziewica, bo wychowałam się w takiej rodzinie, bo tajemnicza, bo jest inna od reszty, żarty które przekraczają granice są co raz śmielsze... niby to osoby, które cię kochają, ja nie kocham nikogo nawet własnej rodziny, nie zasłużyli na to, byłoby lepiej gdybym zniknęła i więcej nie wróciła. A przykładowy pogrzeb byłby żałobą na pokaz.... okazuję uczucia, jestem szczera, mówię to co chcę powiedzieć, to co mnie boli, kim mam być? Sobą nie mogę, powiecie nie przejmuj się, jak komuś nie pasi wywal ich ze swojego podwórka, ale sami nosicie gęby, co rusz je zmieniacie w zależności od sytuacji.

/

Po za tym co u mnie prócz chujni?
Skończyłam prezentację maturalną, do napisania została mi bibliografia i plan ramowy, który nie wiem czy będę pisała, bo jest on nieobowiązkowy. Matma, gdzie prawdopodobnie nie zaliczę roku, to znaczy takie mam obawy. Mam 2 tydzień ferii, gdzie i tak skupione jest wszystko wokół szkoły. 6 tygodni męczarni i po sprawie, i co dalej? Będę schematycznym człowiekiem i będę jak inni, a zawsze chciałam uniknąć takiego życia, chciałam je przeżyć po swojemu. Czytam, prawie nie piszę, ale nie dlatego że mam lenia, ale blokadę mówiącą "i tak nie dasz rady". Ostatnio próbowałam coś zmieniać, nie palić, szukać jakichś celów, ale to takie puste i bez sensu. Czuję się niedoceniana, samotna. Ale nie lubię ludzi, choć jestem otwarta. Psychika jest chora. No i co mam jeszcze powiedzieć "żyję".

MIŁEGO CZYTANIA.
~ sarkazm moim życiem.
hurrrraaaaaa, bye
"do kiedyś TAM"
:)
Pozytywny akcent jeden, pozdrawiam Anitę, przepraszam że taki ze mnie pesymista, ale przynajmniej jest mi lepiej jak to z siebie wykrztusiłam. 



 https://www.youtube.com/watch?v=G3Ac3Pc8etA&feature=share&fb_ref=share

 "Bardzo dobrze znam ostatnią stronę,
choć nie mogę przeczytać nawet pierwszej,
więc po prostu nie zaczynam,
to się robi coraz gorsze..."

bez odbioru.

8 komentarzy:

  1. Nie wiem, co Ci napisać, bo pocieszanie Ciebie byłoby bez sensu, sama, swoim kategorycznym tonem, zamykasz mi tę furtkę... Mogę napisać tylko Ci, że każdy człowiek czuje się źle i za każdym z nas chodzi nasz piekielny cień, przed którym się nie obronimy, możemy tylko znaleźć w sobie dość wściekłej siły i determinacji, by nie pozowlić się pognębić. Ale ciągłe użalanie się nad sobą i twierdzenie, że się nie zmienisz, bo taka już jesteś, to idealny wręcz przykład zakopywania się w dołku swojego cierpienia i pokazywania dobrym ludziom środkowego palca. Obiecałam sobie, że nigdy, nigdy nie powiem nikomu "bo ja taka już jestem" bo to najgłupsze i najprostsze rozwiązanie, które nic nie daje.
    Nie zakopuj się w swoim bezsensie, nic nie osiagniesz, ja tak zakopywałam się długie lata, na co mi było tyle zmarnowanych lat? A na co Ci one? Dostałaś życie, jakąś psychikę i charakter, byś mogła okazać temu wszystkiemu choc torchę szacunku i przestać niszczyć sobie życie.
    Ale zasadniczo, bez sensu to wszystko piszę i nawet zdaję sobie z tego sprawę.
    Trzymaj się po prostu. Mniej więcej w pionie
    pozdrawiam
    PS Nie, Nirvany już nie słucham, przeszła mi faza buntu, po prostu mam do niej ciągle sentyment.
    Hipis

    OdpowiedzUsuń
  2. każdy, kto Cię nie zna, a przeczyta ten osobisty wpis powie jedno "zajebista" dziewczyna :) tak, sprawdziłam, nie mówią pesymistka, smutak, ale dojrzała, mądra babka... a ja mówię i "smarkula", a oni, że "żartujesz, pisze jak doświadczona, dojrzała kobieta"... zatem moja droga, pora "olać" tych, którzy plotą bez sensu i w końcu dać sobie spokój z budowaniem własnej wartości na podstawie spojrzeń i pseudo opinii innych, nie wierzę, że Ty myślisz iż są one coś warte, nie są... dużo czytasz, prawda i jeśli jeszcze nie czytałaś "Życie bez ograniczeń" Nick'a Vujici to polecam, pomiń ten aspekt religijny jeśli to nie Twoje obszary, ale wyssij esencję sensu życia z tej prawdziwej opowieści... I proszę Cie nie oglądaj się na pierdolety nawet te w ludzkiej postaci, są bez wartości, a Ty ja masz... uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, że mi Twoich postów też brakowało? Jakoś tak nie miałam nad czym się zastanowić, pomijając sens życia i inne pierdółki... :>
    Tak, wszyscy zakładamy maski. Bo tak trzeba, po prostu. Nie można się za bardzo otwierać przed ludźmi, to też może przecież zniszczyć. Z drugiej strony zamknięcie siebie w sobie jest jeszcze gorszym pomysłem. I pojawia się pytanie... Co, do diabła, robić?!
    W swoim naprawdę krótkim życiu miałam takich masek i maseczek kilkanaście. Trzeba było się jakoś dopasować, żeby nie wylądować na totalnym odludziu. A mimo to nie mogłam się odnaleźć wśród ogółu, chociaż naprawdę się starałam.A co wyszło z zaciskania zębów? Nic, bo moje zmiany nikogo nie interesowały. Więc uznałam, że są niepotrzebne. I teraz mi z tym naprawdę dobrze, bo ustaliłam jedną ważną rzecz. Mam problem z akceptacją, ale samej siebie. Innych mam głęboko w poważaniu... Ale to nie znaczy, że jestem skazana na życie pustelnika! Wystarczy od czasu do czasu wyjść z inicjatywą, jak się jest samotnym. Nikt w myślach nie czyta, żeby zrobić to za nas. A jak nie chcą, mimo naszych najszczerszych chęci, bo tak też bywa... Trudno. Zawsze można skorzystać z najlepszej przyjaciółki każdego człowieka - klawiatury - i jej sprzymierzeńca - internetu.
    Mało pocieszające, wiem. Jednak do niedawna też się czułam tak, jakbym nie pasowała ani do ludzi, ani do świata. Kiedy moja dawna przyjaciółka po raz czwarty wykręciła się - nieodłącznie z sarkazmem :> - ze wspólnego wyjścia, ledwie powstrzymałam się od powiedzenia jej głośnego "pieprz się". Z prób odnowienia znajomości nie wyszło zupełnie nic. Następnego dnia chciałam jak zwykle do niej napisać, bo mi przeszło - ciągle tak to wyglądało ostatnimi czasy. Tym razem jednak powstrzymałam się, a po powrocie z ferii trzymałam się od pseudo-znajomych jak najdalej. Raz mi się nie udało i znowu bolało, ale uciekłam od nich, gdzie pieprz rośnie. Szukam obecnie nowego towarzystwa i siedzę ze wszystkimi po trochu. Nie boję się tego, że muszę teraz zaczynać od początku, ponieważ nic nie kończę. Nie miałam czego kończyć, nawet nie zauważyli mojego braku!
    O rany, mam nadzieję, że Cię nie zdołowałam. Twoje teksty naprawdę zachęcają do przemyśleń i poczułam wewnętrzną potrzebę napisania czegoś. Więc to Twoja wina, że zostawiam tak nieskładny i kompletnie niepotrzebny komentarz! Wniosek jest prosty:
    Do diabła z ludźmi, i tak wszyscy zginiemy i o nas zapomną. A zmiany to małymi kroczkami, potem będzie łatwiej. Przynajmniej u mnie - jak na razie - działa.
    Ups, coraz mniej czasu zostaje do przespania. Jest wpół do drugiej, dlatego wybacz mi ten nieogarnięty potok słów. Czasem trzeba się na czymś wyżyć... albo u kogoś. Czy to aby przypadkiem nie jest moja rozprawka na polski?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje za komentarz,fajnie,że wróciłaś :)
    Dawno do Ciebie nie zaglądałam...
    Tak,jestem w ciąży,już 9 dni po terminie- widzisz,ominęło Cię troszkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To, że jesteś inna od wszystkich to tylko na plus. Świat nie byłby dobrym miejscem gdyby wszędzie ludzie byli tacy sami, identyczni. A tak? wyróżniasz się czymś i właśnie ta różnica jest taka super!! ZObaczysz, że znajdą się ludzie, którzy dostrzegą Twoje wyjątkowe cechy i właśnie za nie Cię pokochają.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kompletnie mnie zatkało. Kurcze, kochana powiem wprost, rozumiem Cię kiedyś też czułam się niepotrzebna, może nie aż tak jak Ty. Ale choć odrobinkę znam to uczucie, jest okropne. I pocieszanie nic nie dawało, ba mało kto o tym wiedział, że tak się czuje. Ty jeszcze potrafisz o tym pisać, wow, ja nie dałabym wtedy rady. Twoje posty dają do myślenia, dużo. Mam nadzieję, ba jestem pewna, że jesteś na tyle silna, że wyjdziesz z tego stanu, nie wiem kiedy, ale podniesiesz się. Wiem, potrafisz to. Powiem Ci, że mało kto w tym dzisiejszym świecie ma tyle uczuć jak Ty i potrafi je nazwać. Większość zakłada maski i udaje, że wszystko jest w porządku choć wewnętrznie czuje się rozsypany. Ty jesteś szczera i zawsze piszesz co myślisz, nie owijasz niczego w bawełnę tylko prosto z góry opisujesz swój stan, myśli, samopoczucie.

    Super, że już jesteś ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przynajmniej wyrzuciłaś z siebie to, co ci "leży na wątrobie". Jesteś, jaka jesteś i albo siebie akceptujesz właśnie taką albo pracujesz nad tym, żeby być sobą, ale taką, jaką chcesz być. Myśli o nie istnieniu są niebezpieczne. Jeśli chcesz zajrzyj na mój inny blog. Link do niego http://zapisistnienia1.blog.interia.pl/ Podjęłam na nim trudny temat, ale nie bez powodu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Czujesz się jak wrzód na dupie... znam to, w gimnazjum i podstawówce tak miałam. W podstawówce dużo osób się ze mnie nabijało, obgadywało, nawet nie rozumiałam dlaczego. Kiedy przyszłam do gimnazjum było to samo (jeszcze na dodatek gimnazjum i podstawówka była w jednym budynku). Moja klasa była najgorsza w całej szkole: najgorsza średnia w szkole, zachowanie itp. Praktycznie wszystkie dziewczyny w I gimnazjum już miały za sobą piwko, wódkę, fajkę, a ja nie i przez to większość osób próbowała mnie przerobić na swoje kopyto, ale ja się nie dałam i przez to właśnie byłam inna od reszty i przez to też zaczęłam uchodzić za samotnika. Dziewczyny z mojej klasy nie dość, że były zdemoralizowane (jak mówiliśmy o okresie pierwiastków na chemii, to te wiadomo co miały na myśli), to jeszcze strasznie fałszywe - na boku mnie obgadywały, a później z uśmiechem podchodziły i mówiły: dasz z geografii? Teraz jestem w liceum, środowisko jest znacznie lepsze, ale i tak trochę odstaję od grupy, bo jestem małomówna.

    OdpowiedzUsuń