sobota, 11 października 2014

"Człowiek z natury jest szczęśliwy, potem pojawia się miłość."

Nieistotne jest wszystko to co czuję, jedna, wielka, rozpierdalająca mnie nicość, destrukcja. Wieczne stawanie na rękach niż chodzenie na dwóch nogach staje się męczące, staje się potwornym bólem, nikim jestem, jestem nikim, znając swoją wartość dochodzę do takiej pointy. No bo jak można być szczęśliwym? Stan euforii, który trwa mini-sekundę. Jak być sobą, skoro jestem samotna, nie mam rodziny, jestem słaba i bezbronna, nie zmienię świata, nie zmienię siebie, do kitu cały ten syf, to tak jakby patrzeć na to wszystko, tylko mieć zamknięte oczy. Ktoś zgasił światło, dlatego nie mogą uciąć mi głowy, byłby spokój, byłoby lepiej...

09.10.2014r.


--
Żyję, jakoś się mam, choć mam totalny rozpierdol w głowie i nie wiem co myśleć to jakoś daję radę, jakoś próbuję. Martwię się maturą, egzaminem zawodowym, że nie podołam...jedynym pocieszeniem jest fakt, że nie jestem jedyną maturzystką w tym kraju. Wszystko mija, a ja cieszę się każdą pierdołą, każdą piękną chwilą. Nie mam czasu na nic, dla siebie a dla kogoś to z tym co raz trudniej. Wrócę za jakiś czas znów dać znać co u mnie, przepraszam że Was nie odwiedzam, że zawiodłam.