wtorek, 13 września 2016
Nie mam komu się wygadać, tutaj zawsze znajduje jakieś ukojenie, znowu mnie tu długi czas nie było, ale nie będę przepraszać, bo nie czuję takiej potrzeby. Znowu dopada mnie jakieś zagubienie nie wiem, dlaczego tak się dzieje, po prostu tak czuję. Niby powinnam się cieszyć mam chłopaka, który mnie bardzo kocha, wspiera, mam pracę, rodzinę, nawet z kim pogadać, ale nic z tego mnie nie cieszy ostatnio. Przykre to co piszę, lecz to nie tak iż nie doceniam to co mam, jestem z tego powodu z siebie dumna, szczęśliwa, ale nie zgaszę tej emocji, może zgonię to na nadchodzącą jesień bo na skraju lata, a kolejnej pory roku dopadają mnie takie stany emocjonalne, a jednak dziś trudno mi winić za to jesień. Pojawia się w życiu taki moment, etap że stoisz i tylko patrzysz jak życie ci ucieka, minęła 21 wiosna, mijają następne miesiące, a ja zastanawiam się jaki mam cel, co chcę osiągnąć, czego tak naprawdę oczekuje. Nadal nie znalazłam odpowiedzi. Ludzie mają mnie za jakiegoś nie wiem zgredka, który będzie robił na zawołanie co chcą i czarował to o co proszą, a ja znów mam dosyć, znów chcę asertywnie nie, ale tylko sobie, nie chcę nikogo urazić, zrazić do siebie, nie wiem czym tak naprawdę się martwię lecz przejmuje się tym, taki człowiek ze mnie, taki charakter. Nikt nie zawraca uwagi na to co mówię, to co chcę usłyszeć, oprócz niego, chyba zbyt wiele widowni potrzebuje, a ja po prostu lubię otaczać się ludźmi, mieć znajomych, dbać o nich, jakoś to podtrzymywać, lecz jednak na dłuższą metę jest to jednostronne. Zawsze bardziej zależało mi na innych niż na samej sobie, przyszedł może jakiś czas który chce mi pokazać, że zmiana strzałki z grupy na mnie jest lepszą opcją niż cierpienie. W większości przypadków zawsze było iż każdy dzwonił do mnie jak mu się nudziło, gadał ze mną jak czegoś potrzebował, próbował czegoś się dowiedzieć, byłam takim duffem, nikt nigdy nie traktował mnie poważnie, nie chciał usłyszeć tego co ja mam do powiedzenia, liczyli się zawsze inni, wiedziałam to, jakoś to tłumiłam, ale dziś już nie umiem, pragnę z kimś wyjść na piwo, pogadać, a w towarzystwie ludzi zaczynam się męczyć, czuć toksycznie, wiele razy mam ochotę krzyknąć i zwrócić komuś uwagę, ale ja nie jestem od nikogo lepsza jestem tylko człowiekiem i popełniam błędy jak wszyscy, ale nie potrafię się zbuntować i walczyć o swoje, z wiekiem ten bunt gdzieś zaginął, umknął w tłumie. A ja zawsze byłam małym snobkiem nie potrafiącym się bronić, gdy uważałam że osoba jest mniejsza ode mnie jakoś zdeptać bym umiała, obronić się lecz tylko wtedy. Wyróżniam dwa typy "lanserzy" to młodzi bogowie, nie zawracają uwagi na wiele czynników życiowych, śmieją się z tych słabszych, a towarzystwie co to nie oni, z kim i takie tam, a numer dwa to nie lubiejący lanserów normalni ludzie i ja, pomiędzy tymi dwowa gatunkami ludzi. Są na świecie podziały, zawsze były, ale z latami one są bardziej widoczne. Czuję się samotna, zagubiona, łzy lecą mi na klawiaturę laptopa sama nie wiem dlaczego. Jestem jak dycha, lecz zero bez jedynki. Mam tylko pojęcie o tym jaka jestem beznadziejna, ile rzeczy mogłaby zmienić, naprawić, lecz paraliżuje mnie strach. Gdzie się podziała ta buntowniczość by pokazać wszystkim jaką mam odwagę by zmienić świat, uciekła w las kilka lat temu. Gdy człowiek staje się dorosły, jakoś skręca, z początku widzi zalety własna kasa, własny kąt, wolne, ale nie ma pieniędzy, czas to jest waluta, płacisz nią za mleko w kartonie, za buty. Nie ma wolności, zabrali ci ją. Każdy dzień jest dla mnie wyzywaniem wymyślania sobie zajęcia, mózg spierdolił się na tyle, że nie umiem już rozmawiać a wena dopada mnie tylko w takich momentach, z pewnością gdyby dopadła mnie tragedia napisałabym książkę, która stałaby się bestsellerem. Zanikam, duszę się, odpływam w świat, w którym mieszka tylko ja. Kamil każe mi być szczerą, lecz tylko on jest jedyną osobą której umiem pokazać się "naga" w każdy sposób i w każdym znaczeniu. Ale ostatnio niszczę każdy centymetr miłości jaką mi daje niespełnioną obietnicą, niedotrzymanym słowem, bo raz mam ochotę a raz nie, fakt iż jestem kobietą tego nie tłumaczy. Jestem kim? Olą, a może Olą 2? Chciałabym uciec, schować się przeczekać, wieczne narzekania a nikt nie patrzy na siebie, nie dostrzega co się wokół dzieje, tylko strzela we mnie, zabierając to na co zasługuje. Niesprawiedliwość zawsze istaniała, ale teraz jakby się nasiliła, wszędzie widzę spiski, nepotyzm, ręce myjące ręce. I nie mogę działać. Co robić? Dosyć się pogubiłam, mam dosyć popełniania tych samych błędów, niesłowności. Tego lenia siedzącego we mnie. Chcę być inna, choć trochę dobra, odrobinę lepsza. Kazdy ma swoją drogę, swoje życie, połówkę, a ja nie mam nic. Kocham K., zrobiłabym dla niego wszystko, ale zaprzepaszczam wszystko, udaje że nic się nie dzieje, bo wiem co powiem, a nie mówiłem?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szukaj wsparcia w swoim chłopaku i staraj się wierzyć w siebie :) głowa do góry, trzymaj się :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń