Mam siłę, ale za mało by walczyć.
Mam ludzi, ale są oni bezradni.
Mam siebie, tylko siebie.
_
No i co głupia? Było tak dobrze, choć było źle, a teraz trzask, teraz wielkie bum. Nie walczę, dystansuję się od wszystkich, nie mam już praktycznie nikogo, każdy zawodzi, każdy oblewa test, i jeszcze jeden, wielki (nie potrafię tego nazwać) powrót? niespodzianka? a ja uciekam, daleko, przed siebie, w swój pusty świat, malowany milionem szarych barw, uciekam bo nie ma miejsca dla debilki, która tylko boi się wszystkiego dookoła, a za chwilę dojdą te lęki, te stany gdzie będzie jeszcze gorzej, a skup się na maturze, na nauce, nie idzie tak, mam dosyć, odpuszczam.
_
Teraz siedzę i ryczę, niepewność krzyczy i karze spać, spać sumieniu który mówi jedno, kłócąc się z sercem. Nie mówcie będzie dobrze, nie pocieszajcie, po prostu bądźcie, umieram powoli cicho siedząc i patrząc w ścianę która zawala się kiedy ja cierpię.
Szkoła do bani, w sobotę już nawet muszę do niej chodzić, a gdzie posprzątać, ogarnąć inne sprawy i zrobić coś dla siebie, nigdy nie miałam takiego zapierdolu. Miałam komentować i co? Muszę na chwilę odejść, chyba że ktoś mnie zwinie z powierzchni ziemi, a robi to moje zdrowie, to nie jest jesienny katar, częste bóle głowy, kaszel który przeradza się w problemy z oddychaniem, mam dosyć, a emocjonalnie wcale nie jest lepiej. Mój lekarz to debil, nie idę i tak zdechnę jak pies, jak każdy, realizm życia. Po prostu oddychaj, weź się w garść, tak powiecie, a ja powiem że to i tak nic nie da ile można walczyć z wiatrakami? Noszę maskę, która wieczorem opada i za rozmiar wielkiego smutku, nigdy nie było mi tak źle, nigdy.
DO ZOBACZENIA KIEDYŚ. PA.